Tamara Čapelj – Czekając na cud

 

Spojrzenia

Z dwóch szczytów patrzymy

na tych samych ludzi i przedmioty

głaszcząc spojrzeniem

łagodną nizinę,

ale jakiekolwiek by było

nasze stanowisko,

nie zmienia to

jej istoty

 

Głód

 

Głodni są

syci sytych.

Syci są

nienasycenie głodni

 

 

Czekając

 

Ten koleś w Macondo

i ja tutaj

każdy na swoje

czekamy…

On na deszcz

a ja…

chyba na cud

 

 

Telefon, którego nie odebrałam

 

Dziś w nocy zadzwonił telefon

w tysiąc setną minutę

po ostatniej rozmowie

wzmiankowanego dzwoniącego.

Stałam niczym Hamlet

pozwalając, aby operator dokończył swoje.

Abonent chwilowo nie odpowiada.”

Zdaje się, że stracił chęć.

Hm!

Telefon z innej planety.

 

O nieżyjących dobrze lub wcale.

 

 

Na kawie z byłym

 

Patrzę na ciebie,

ale już cię nie słucham,

twoje słowa straciły znaczenie.

Aoryst.

 

Jesteś chłodny

zarazem pełen czułości,

tak tylko, ile trzeba.

Pragmatyk.

 

Jestem żywą

chodzącą emocją,

prawdziwy wieczniegorejący typ.

Antypoda.

 

Wiem że

ogrzałbyś się przy moim ogniu,

chociaż nie jestem wykwalifikowana.

Bezowocnie.

 

Mój drogi,

ognisko zalewa się wodą

i ziemię udeptuje.

Solidnie.

 

Nawet nie podejrzewasz,

ogień gdzie indziej wznieciłam

ze skrzących iskier.

Nagle.

 

Niemiłosny wiersz

 

Chciałbyś teraz miłosny

żeby zobaczyć

w jakim jesteś wieku.

A ja właśnie nie chcę

serce nie da mi czepiać

o suchy mróz

cudzymi oczami

by je uspokoić.

 

Wzywaj teraz na pomoc

wszystkich głośnych wodzirejów

i ołowianych żołnierzy,

chyba ich nie zgubiłeś,

może i talię kart

na jedno ci się zda.

 

Łatwo jest grać na zicher,

zawsze na pewniaka,

a co jeśli strategia zawiedzie,

wytrawny strategu?!

Nie złapią się w zasadzkę

wszystkie rybki,

niektóre

uciekną z sieci.

 

 

 

Tamara Čapelj urodziła się w 1969 r.

na planecie Ziemia.

Oddycha i pisze w Sarajewie.

Posted in Uncategorized | Leave a comment

IVAN POTIĆ Kwadrat na czarnym kwadracie

opowieści o kontrolowanym chaosie
(Reality Show)
ZMORY
1 poticTen sweter śmierdzi wilgocią. Czy raczej spalenizną? Muszę zdjąć ten sweter i założyć… co mam założyć? Czy tę tanią chińską tunikę czy może tamtą dzierganą kamizelkę, pod którą mógłby pójść ten czarny golf… Kamizelkę, dorzucę korale i na dole dżinsy. A co tam, i trochę mocniejszy eye-liner, włosy w kucyk… Może nie powinnam iść taka zapuszczona na swoje 30. urodziny. A co tam, mam gdzieś urodziny, komu w ogóle jeszcze potrzebne są urodziny w tym zapleśniałym kraju? Czekam aż odezwie się brat i bratanica. Stara tam kończy ciasto, które dzisiaj zagniotłam, nie wiem nawet jak wyszło, i nic mnie to nie obchodzi, i tak już od kilku dni nic nie jem, muszę schudnąć. Moja idealna waga to 58 kilogramów, a ja mam 60. Wiem, że to niewielka różnica, ale twarz mam taką pulchną, że te dwa kilogramy zamieniają mi się od razu w podbródek, a denerwuje mnie, że jestem taka okrągła. Stara mi mówi, żebym dała spokój z dietami, bo tylko się rozchoruję, ale co stara może o tym wiedzieć, ciągle na środkach uspokajających, dzień i noc tylko śpi. Moja mama, moja biedna mama. Już tylko ona jedna potrafi mnie znieść. Nieważne, denerwuje mnie, kiedy mi mówi żebym nie malowała tuszem wszystkiego wokół oczu i że wyglądam jak szop pracz. To mój styl i mogę3 potic robić ze swoją twarzą, co mi się podoba. O piercingu mówiła to samo, po co mi to na brwi. Jak dla mnie, było cool, Miłoszowi się podobało, jeszcze czego żebym tłumaczyła starym, po co mi to. A z tym pijakiem nawet nie rozmawiam. On nawet nie wie, że mam piercing, może jeszcze nie zauważył, może opary alkoholu tak mu wypaliły mózg, że myśli, że się pobrudziłam. Ha-ha, prawdopodobnie to kupuje.
No to, trochę różu na policzki i wściekle niebieski cień. Wszystkiego mi najlepszego z okazji urodzin.
***

2 poticW zeszłym roku o tej porze przywidziało mi się, że pójdę do klasztoru. Wydawało mi się, że to jakieś wyjście. No bo co, wszystkie moje koleżanki jakoś ułożyły sobie życie, powychodziły za mąż, pilnują dzieci, gotują obiady… A ja nie. Nigdy nie mogłam nikomu na tyle zawierzyć, może jestem tchórzem, nie chciałam ryzykować i stracić wolności… Tutaj jestem tak wolna aż się gubię, całkiem się gubię w ramach tej rodziny. Jedno załamanie nerwowe i jeszcze kilka małych incydentów. A tak naprawdę, Marko był niestały, nigdy z nim nie wiedziałam, na czym stoję. Zgadza się, miał dobrą pracę na stacji benzynowej i kochał mnie, ale nie był poważny w kwestii naszego związku. Przychodził kiedy chciał, wychodził z kumplami na mecze, a ja potrzebowałam 24-godzinnej uwagi. Taką jestem osobą, zbyt emocjonalną, bardzo łatwo mnie zranić, jestem niepewna, nie czuję się rozczarowuję. Straciłam z Markiem trzy lata. O i proszę, mam trzydzieści lat, miesiąc stażu pracy, nie wiem, co ze sobą zrobić, dokąd pójść… Wiem, że nie zacznę ćpać. to hobby bogatych. Ja w każdym razie, skoro już jesteśmy przy genetyce, mogłabym skończyć we własnych rzygach po jakiejś gorzale, a to nie bardzo pasuje kobiecie. Trzeba przyznać, że poczucie humoru wciąż mi nie wywietrzało. Jesteśmy mistrzami czarnego humoru jako naród, a w szczególności członkowie mojej rodziny. Mój brat, adwokat, groszorób, który nigdy w życiu niczego mi nie dał, ma podobne poczucie humoru. Tylko to mamy wspólne. On często powtarza, że „włóczędzy i złodzieje – crème de la crème naszego społeczeństwa“ zasługują na najlepszych adwokatów, a najlepsi adwokaci zasługują na pieniądze tutejszej elity. Stara cały czas mi mówi, żebym się do niego odezwała, poprosiła go o pieniądze, ale to poniżej mojej godności, jedynie duma jeszcze mi pozostała, cała reszta, włączając w to również zdrowie psychiczne i fizyczne powoli idzie w niepamięć. Mam go prosić, braciszku, daj siorce pieniądze żeby nie zdechła z głodu, jakby sam nie mógł na to wpaść i zapytać… Chociaż, może i ja sama jestem winna. Odkąd urodziła się moja bratanica nie zajrzałam do nich nawet 5 razy. Powód jest prosty. Przychodzi moment, po toastach, torcie i pieczonych mięsach, gdy kolej na bieżące pytania typu: „Natasza, a co nowego u ciebie?“, które z pewnością by mi zadała nadęta bratowa, która zawsze się ze mnie po cichu podśmiewała i wprawiała w zakłopotanie, a wtedy brat wtrąca swoje słynne: „Właśnie kiedy byłem na Kopaoniku, słyszałem tam od jednego kolegi smutną historię o dziewczynie, która została bez…“ i tako by wyliczał dopóki bym nie zrozumiała, że powinnam coś zrobić ze swoim życiem, bo na litość boską, ja mam rodzinę, nie jestem sama na tym świecie, bla-bla-bla, jest dla mnie jeszcze nadzieja,
życie zaczyna się po trzydziestce i takie pierdoły. Potem przyczepiłby się do mojego stylu, czarne paznokcie, tusz do rzęs, piersing, a może nawet pokłóciłby się moim ojcem, że nic nie robi, kiedy jego córka się stacza i nie widzi co się dzieje z jego żoną, która powoli zamienia się w u zombie, a co to była za kobieta…, ale wszyscy razem ją „wyssaliśmy“ przez te piętnaście lat, i wtedy oczywiście ja wycofałabym się do swojego pokoju, nałożyła na uszy słuchawki i włączyła album „Angel Dust” Faith No More, zapaliła najgorszego kiepa wcześniej ukradzionego pijanemu staremu i płakała, płakała, płakała, dopóki goście by sobie nie poszli, a i potem też. Na co mi, więc obchody i urodziny, obchody i urodziny są tylko dla tych którzy cieszą się z życia.

***potic 3 eventa

Nie wiem nawet co powinnam robić z małą bratanicą. To mądra dziewczynka której jeszcze nie narzucili snobistycznego transu, ale ja nie potrafię podlizywać się ludziom. Teraz powinnam z nią gaworzyć albo rysować, ale ani mi to w głowie. Dziecko patrzy na mnie dziwnie, może nie podoba mój wygląd. Za dużo maskary? Ostatnio tłumaczyłam jej, że piercing w brwi to coś zupełnie normalnego. Powiedziałam, że to nic nie boli i że może sobie zrobić jak skończy 18 lat. Brat nie lubi, kiedy Anna, moja bratanica, jest u mnie w pokoju. Matka przynosi ją do mnie ukradkiem żebyśmy nawiązały jakiś kontakt. To chyba robią ciotki, nawiązują kontakt. Ja nie. Nie nawiązuję kontaktu z nikim, ani z bratem, ani z bratanicą, ani z żoną brata. Tylko z matką, moja biedna matka, szlag ją trafi przez nas wszystkich, nienormalnych w domu.

 

Ivan sepiaIvan Potić ur. w 1972 r. w Zajeczarze (Serbia), absolwent historii sztuki na Uniwersytecie w Belgradzie, autor zbiorów opowiadań: Złamania karku (Vratolomije, 2003),  To, co stworzyło człowieka (To, što je stvorilo čoveka, 2005), Raz jeszcze o niewidzialnym (Još jednom o nevidljivom, 2007, uznany za najlepszą książkę roku według krytyków “Danas”, na liście 10 najlepszych publikacji roku, opracowanej przez krytykę czasopisma “Politika”) Elfy w bagnie (Vilenjaci u živom blatu, 2010) oraz Kwadrat na czarnym kwadracie (Kvadrat na crnom kvadratu, 2015)

Jest też autorem powieści Pamiętnik niepocieszonego kosmonauty (Dnevnik neutešnog kosmonauta, 2016) oraz zbioru poezji Nieprawidłowe odpowiedzi na błędne pytania (Netačni odgovori na pogrešna pitanja, 2010).

Publikował również w wielu zbiorach, antologiach pokonkursowych (jako laureat), czasopismach, zarówno papierowych jak i internetowych.

Jako pracownik Archiwum Historycznego w Zajeczarze współredagował także wiele publikacji tematycznych.

Od 2011 r. członek Serbskiego stowarzyszenia literackiego (Srpsko književno društvo), reprezentatywnego organu zrzeszającego najlepszych pisarzy w kraju.

Tłumaczony na j. albański i polski, opowiadania opublikowane m. in. w czasopiśmie “Portret” (2006) i “Red” (2010) oraz jako e-book “Raz jeszcze o niewidzialnym”: https://www.e-bookowo.pl/proza/raz-jeszcze-o-niewidzialnym.html

 

Posted in Uncategorized | Leave a comment

Nenad Trajković – To męczące być członkiem jury (wiersze)

.

.

To męczące być członkiem jury

znów czytam jakieś niepotrzebne książki
niektóre są dobre
zdarzają się wspaniałe
nudne odrzucam po kilku wierszach
i one są warte tyle żebym wziął honorarium
i rzucił je w swe zapomnienie
na każdych dziesięć jest jedna naprawdę dobra
a ta
wspaniała
taka jaką sam bym napisał gdyby się dało
otwieram ją stale znów
nie stoi za nią zbyt dźwięczne imię
ani na okładce imienia które by wystarczyło
bym sam z siebie rzekł
to ten
zresztą takie imiona wcale nie służą poezji
już podczas narodzin rozkrzyżowany
na rozstaju światów
a przez to zbyt kapryśny by wpadać w ucho
czytam biografię
oszczędna
młody
na zdjęciu niebrzydki
nie ma po co się spieszyć
nie
nie ma po co się spieszyć
jeszcze ma czas
taki młody i do tego piękny nie ma go co żałować
palę papierosa
zaciągam sięnenad 2
a jednak ma tyle dobrych wierszy
niepokojąca psychologia
rozczłonkowana filozofia
przeszkadza mi ta głębia
żona zauważa i pyta co mi jest
że zrywam się z krzesła
mówię sam do siebie
przed kilkoma laty już go czytałem
i wówczas mi się podobał
żona patrzy na mnie dziwnie
one zawsze patrzą dziwnie
jakbyśmy nie żyli na tym samym świecie
przeszukuję półki
wiem że zachowałem gdzieś tę książkę
znajduję
to on
wtedy też był młody i piękny
i wtedy nie było po co go żałować
że to nie jego dzień
wracam do biurka z rozrzuconymi notatkami
które trzeba przekopywać by odnaleźć cos nowego
żona wbija we mnie wzrok
rozumie, że to tylko chwilowe załamanie
i jej zdziwiony wzrok nic nie ułatwia
dlatego rzucam jej rachunki
ktoś musi je płacić
chcesz i to zapisać
jakby mnie pytała
ale mój osąd nie zostawia miejsca na skruchę
bo niby dlaczego
skoro jest młody i do tego piękny

.

.

.

Życie јеst piękne

profesorowi, który potrafił prowadzić lekcję

z pierwszą zimową zaspą
w głębi spojrzenia
można zaginąć
w dalekiej „Moskwie”

przez porwane kieszenie
a nie map geograficznych
obmywałem się w wywarze z jej ust
i świetlistego poranka
może Faulkner by to zrozumiał najlepiej
nie były w rozkładzie jazdy
z niewidzialnego dworca kolejowego
na którym zawsze wydaje się bilet w obie strony

najważniejszym było
być tutaj
i objaśnić jej zapach
rozchodzący się rosyjską secesją
i greckim antykiem
kelner był w głupkowatym nastroju
i dobrze zmierzywszy nas wzrokiem
(mnie dwa razy
ale na niej zawiesił wzrok na dłużej)
podarł rachunek
zrzuciłem winę na pożyczony garnitur
w nim wiecie że nigdy nie jesteście sami
a ona
trzymała mnie za rękę przez cały czas
tak jak to czynią ci którzy się boją
jakby miała nigdy więcej mnie nie spotkać
była odważniejsza i tylko milczała
a ja potrzebowałem by wiele wody upłynęło nim zrozumiem
i zapytam co stało się Pod Znakiem Zapytania
i jaki los przesądził o oparach młodości
i łagodnych krokach
których echo niosło się po pokoju
jak długie drżenie jej serca
spadło na moje serce
zanim zniknął pokój

teraz za katedrą prawa karnego
gdy wzrok powraca z oddali
mam mądrzejsze lekcje.
w nowym błyszczącym garniturze od jakiegoś zwariowanego Włocha
w butach ze skóry węża i zegarkiem, który nie stanienenad 3
nawet gdy skończy się świat
wyciągam na pół zblakły atrament
życie jest piękne

dziewczynę z Moskwy zapominam często
gdy z asystentką mamy to samo słońce na ciele

ty w ostatniej ławce
nie jesteś sam
karteczka jest twoja

.

.

.

Gdzieś… pomiędzy 39. i 45.

jeśli żyjesz życiem pora murami i ostrym drutem
możesz się zestarzeć – mówiła matka
nazajutrz stała się wolna
wielu jej zazdrościło…
wielu było na nią złych
po kilku dniach nie pojawiła się nowa matka
dlatego że wszyscy myśleli o jej słowach
zaczęli chować swoją ukochaną
dostatecznie głęboko w myślach
inni kupowali łąki
otwierali salony fryzjerskie
marzyli o samochodzie
albo o tym że nic się nie zmieniło
w ich okolicy
większość jednak tylko bardzo długo spacerowała
ni myśląc się zatrzymać
bez celu
ku tej nieskończonej dziedzinie

.

.

.

nenad

Nenad Trajković ur. 1982 r. w Pirocie, absolwent Wydziału Prawa w Kragujevcu. Mieszka we Vranju, jest jednym z założycieli i organizatorów manifestacji artystycznych „Pisanija”. Autor zbiorów wierszy: “Ślady” (Tragovi, 2008), „Zabieram cię do muzeum” (Vodim te u muzej, 2011), “Cieńsza linia nieskończoności” (Tanja linija beskraja, 2012) oraz „Wiatr od języka” (Vetar sa jezika, 2014), z którego pochodzą zaprezentowane powyżej wiersze.

Posted in Uncategorized | Leave a comment

Poezja na rocznicę Powstania w Getcie Warszawskim

 

Spotkanie “Alchemia Poezji” na krakowskim Kazimierzu 19. 04. zbiegło się z 72. rocznicą wybuchu Powstania w Getcie Warszawskim. Z tej okazji poprosiłam poetów o wiersze nawiązujące do tej tematyki. Podczas spotkania udało mi się odczytać 5 utworów.

Poniżej prezentuję wszystkie otrzymane wiersze.

Dziękuję również Elizie Segiet za przyłączenie się do uczczenia rocznicy wierszami “Przydarzyło się życie” oraz “Żelazko” i oczywiście Tadeuszowi Oratowskiemu za nagrania.

Dragan Radovančević

Ściana Wstydu
(spowiedź ofiary, która wstydzi się zagłady)

tutaj panuje pewność.

fot. archiwum autora

fot. archiwum autora

i pióro i wers.

tutaj nauka
zastępuje wynik

tutejsze psy
wiążą swych właścicieli
a woda pływa po oleju.

nasze tańce odbywają się w milczeniu,
w miarę możliwości na siedząco.

nasz smutek nie wrzeszczy przed kamerami,
ale medytuje.

Tutaj błąd to tylko nowa okazja,
a nowa okazja to tylko nowy błąd.

ponieważ śmierć już się stała, zostaliśmy nieustraszeni.
boimy się tylko sporadycznie kondomów i burzy.

tutaj małomiasteczkowość
to niedościgły ideał.

w podróże zabieramy laleczki
wyciągnięte z piaskownic cudzych dzieci.

tego czego nie mamy
mamy naprawdę wystarczająco, i to jest nasza prawdziwa miara.

pokoju naszego powszedniego daj nam dzisiaj.
byśmy samotność wyleczyli samotnością.

(Poczdam/Niemcy, 2015)

Emir Sokolović

Czterej Jeźdźcy Apokalipsy

Jak post
widoczny w koniu wronym
Jeden za czterech
(Pogarda czy ból –
uporem był)
poza lot
jastrzębia
– albo głosu –
kolebką był
Jeden za czterech
i eter
Czyżby…

so

Moi zmarli

Moi zmarli
oczyma was
prowadziłem
przez ziemię bez
wzroku

Kamieniarz
Cichy i surowy
Dłuto w
kamieniu

Moi zmarli
Próżne wasze wyrzuty:
“Milcz kamieniu!”

 

Darko Cvijetić

Dwie kości syna

Pewna kobietaDarko Cvijetić
Pochowała
Dwie kości syna
Pierwszą znaleźli w górze
Krótszą
W badylach za winnicą
Innych kości
Syna
Nie ma
Pogubili kryjąc się
Jego matka
Mówi nam:
I teraz pójdę
Zobaczy
Czy nie wypadło
Tam
Gdzie padli od razu
Ale nie ma
A skąd
No to mówię
Czy mogę zostawić
Trzy kosteczki
Dwie kostki
Żeby choć
Przyzwoicie wyglądało

Zoran Žmirić

*.*.*

Gdy braciak przyjechał w czarnym worku
stara podzieliła jego rzeczy
część do caritasu, część dla biednych
a to, co zostało
poszło do domu starców
zorankilka ulic od nas
zawsze, gdy przyjeżdżałem do domu
przed domem starców widziałem
jak czerwona, kraciasta koszula mojego brata
siedzi na ławce i gra w szachy
a z nią również jego trapery
tymczasem niebieska wiatrówka powoli spacerowała
w tę i z powrotem bez celu
i wciąż na nowo
z powodu czerwonej kraciastej koszuli
traperów
i niebieskiej wiatrówki
jakby ostre igły zębów wbijały mi się w serce
od tej pory rzadko dojeżdżałem na osiedle tą ulicą
choć wcale nie było krócej
wybierałem drogę od strony południowej
bo wojna
teraz to widzę
wyolbrzymiła niektóre słowa
takie jak ojczyzna, bohaterstwo i cześć
gdy inne, zupełnie zwyczajne
jak czerwona kraciasta koszula, trapery i niebieska wiatrówka
to
święte pismo
na
to wszystko

 

Dušan Savićsavic

Pogrom

Człowiek bestia,
na jawie w świątyni,
ukryty w krypcie.
Herod buduje,
zwyrodnialec burzy.
W imię Chrystusa,
albo jakiegoś swojego Boga,
w imieniu sprawiedliwości,
w imieniu rasy,
w imieniu czegokolwiek,
w imieniu własnym,
sieje śmierć,
kosi ile zdąży.
Ave Caesar!
Sieg Heil!
Nasi naprzód!

Historia nauczycielką życia.
Czemu się nic nie nauczyliśmy?
Człowiek człowiekowi bestią!

(Wiedeń, listopad 2008)

Marko Stojkić

sto*.*.*

Lód topnieje, potok, wszystkiego
pamiętam, luty, trzeba przywyknąć
mleczko pszczele, kwiatostan, tymi
samymi torami wiezie ludzi
na wschód (nocnik w kącie,
według opisów, w każdym wagonie
całe dziesiątki, jak leciało, smród,
pot, wrzask i wyzwiska, koszerne ciastka,
koronkowe chusteczki, zegarek kieszonkowy
Heuer Leonidas, wasze rodzinne
kosztowności zostawcie tutaj,
dzieci biegały) – inflacja
śmierci drukują jak weimarskie
banknoty, w gazetach mundury,
geografia, pogarda, czystość – zastanawiam się
czy była nadzieję czy tylko zaskoczenie
nadzy pod natryskami, piękniejsi od sztandarów
zanim puścili gaz, tymi
samymi torami (na wschód, pół chleba
za wiadomość, za papierosa, zakurzona
harmonijka, drut, geometria i długi,
zbyt długi dzień żeby pracować, kominy, ciężkie
przez wiele dni ciosane kamienne bloki
na nowe zamki, na pomniki,
krótkie, ciasne noce bez strachu,
bez jednej myśli, skrzypiące deski i słoma,
pluskwy i tyfus, coś na kształt snu) – tymi
samymi torami, w czterdziestym, obok wież
pod którymi regularnie odprawiają msze,
obok szkół, w których co poniedziałek
bezbłędnie powtarzano tabliczkę mnożenia,
pamiętam radio, to dźwięczne pudełko doskonałe
jak strofy Heinego i ludzie wokół
po obiedzie jak wytężają uszy i nie widzą –
luty, pamiętam, Dachau,
Treblinka, Auschwitz – wywożą ludzi
na wschód –

 

Dejan Đorđević

Jak w bajce

Cierpimy bez porządku
Mrużymy oczy, gdy śpiewamy
I łatwo nas zabić.

Jest jesień
Oni przychodzą
Wyprowadzają lato na drogę
I gaszą na rozkaz

Na rynku mądrzą się dziwacy
Nikt nie może ich powstrzymać
W imię prawdy kupują strach
Idą do końca i z powrotem.

Wszystko jest jak w bajce
Żyjemy w wymysłach
Wradzamy się w dziwactwo
Śnimy, a przydarza się nam.

de
W mieście poetów

Na rynku miejskim
Tuż obok komendy policji,
Ukrzyżowany poeta
Przechodnie go opluwają
Wrzeszczą na niego,
Przeklinają jego plemię.
Walą go młotami,
Polewają benzyną,
Wyłamują zęby i zrywają skórę.
Piekarze, ceramicy, fryzjerzy
Kierowcy, hydraulicy…
I czasem jakiś policjant
Tak ukradkiem
Między żebra
Gdy nikt nie widzi.
Jesteś winny, mówią mu,
Zdradziłeś naród, rodzinę, przyjaciół!
Piszesz wiersze, nie orzesz pola!
Nie siejesz tytoniu ani pszenicy!
Psujesz młodzież!
Na śmierć! Na śmierć!
Pokrzykuje tłum
Wrzućcie go do rzeki!
Przywiążcie mu kamień do szyi!
Poeta milczy
Ni słowa, ni pisku ni jęku.

 
Ljubo Ruben Weiss

(1949-2015.)

 

Trzy wiersze w cieniu Auschwitz
Auschwitz daleko od siebie

(Druga wiosna bez Hanny)

Kosmopolityczni politykierzy,
Poplecznicy, fabrykanci duchów,
Zbezcześciliście mych bliskich w dymie,
Stryja Rubena Weissa i prababkę, Bożulię Singer;
Babki nigdy nie poznałem – Katariny Weiss,
Dziadka znam tylko z fotografii – Adolfa Weissa.
Ile naprawdę dla was znaczą,
Wszystkie ofiary II wojny i Holokaustu?
Patetycznie otwieraliście usta
Pochylając się nad grobami,
Jakby to było przedstawienie dla dziennikarzy;
Czy więcej było tej czy tamtej nacji,
Wyznawców tej czy tamtej religii?
Ledwie się zebrali,
Zapomnieli o moich.
Auschwitz to nasz cmentarz nad cmentarze,
Przede wszystkim i wszystkich – cmentarz homo sapiens.
W Auschwitzu zniknęli
Bogowie i królowie, wiara i prawa,
Umiejętności i nauka,
W Auschwitz złamała się wiosna –
Do nowych Auschwitzów!
Auschwitz – Birkenau nie zapomnimy,
Podobnie jak ci, co odwracali od nas głowy.
Ale co z nowymi Auschwitzami pod koniec wieku,
I tej, bez Hanny, wiosny?
Ona była mym małym Auschwitzem,
Nie pragnąc pomóc haverowi odnaleźć zgubioną ukochaną.
Żegnaj Auschwitz, daleko ode mnie!
Żegnaj, Hanno!

 

A szczególnie o Polce, która całuje

Nie mówcie mi nic złego o Polakach,
A szczególnie o Polce, która całuje.
My nie zapomnimy Auschwitz-Oświęcimia,
ani tych, którzy odwracali od nas głowy,
a najbardziej tory do Birkenau wiodące.
My nie zgodzimy się na krzyże i klasztory,
w środku ani obok obozu śmierci,
tylko, weźmiemy za rękę przerażoną Polkę,
i pójdziemy do kina gdzie leci film muzyczny.
W kinie na peryferiach Wiednia dają filmy,
dla tych, którzy mówią w “Gestensprache”,
film o rocku i gwieździe Chucku Berry’m.
Film będzie oglądać tylko nas sześcioro,
z operatorką kinową siedmioro,
jeśli odejmiemy moją Polkę i mnie – pięcioro.
My mieliśmy własny film natchnienia,
którego powtórka jest niemożliwa.
Film obok filmu, jak kilka razy wcześniej,
w ostatnim rzędzie, w mroku virovitickiego kina, w Domu Armii.

• • •

Patrzyła na mnie oczyma sarny,
spijając słowa, gotowa się uczyć,
rozmarzona, łagodna, spokojna,
z kolanami na przednim fotelu,
ze słownikiem, papierem i ołówkiem w ręku,
i z dziwnym trudem –
czego ode mnie chce ten gadający o prądach i fluidach,
czego mnie pyta o diabła i anioła,
czego mi rysuje nuty na papierze,
czego mówi, że Murzyni mają muzykę we krwi,
a potem nie potrafi przetłumaczyć „krew”
czego się dziwi, że po polsku „prawo”,
wcale nie znaczy „prosto,
czemu opowiada o swojej rodzinie:
brat Artur, przyrodnia siostra Ewa,
ojciec który nie mieszka z matką.
Moje dwadzieścia wobec trzech lat Ewy
(a propos: a różnica wieku między mną i – moją Polką?),
jak śmie ćwiczyć wybijanie rytmu na moich dłoniach,
i czemu chce tego samego ode mnie,
czemu mnie pyta o tanią wodę toaletową,
prosi żeby mu przywieźć jedną buteleczkę.
Patrzę na nią rozbawioną, rozanieloną i pewną siebie:
“Cóż wielkim damom po kolekcjach kosmetyków,
z Wiednia, Nowego Jorku, Mediolanu czy Wenecji,
cóż po olejku różanym z Bułgarii,
cóż po zapachach z Indii i z Dalekiego Wschodu,
najlepszych perfumach z Francji,
kiedy nie mają uśmiechu mojej Polki,
zapachu, czaru i pogody ducha młodej dziewczyny.”
Nie mówcie mi nic złego o Polakach,
A szczególnie o Polce, która całuje.
My nie zapomnimy Auschwitz-Oświęcimia,
ani tych, którzy odwracali głowy…
Oni są jak i my, ofiarami Auschwitz,
naród szlachetnych i tchórzy,
Mieli albo i mają
Walewską, Kopernika, Skłodowską,
Sienkiewicza, Wajde i swojego Wojtyłę,
lodołamacza Lecha Wałęsę,
oni zapłacili drogo za drogę pod prąd.

• • •

Wyszliśmy z kina przed czasem,
nie zważając, że tylko taśma była zerwana.
Wróciliśmy weseli jak dzieci,
tym razem zażyczyliśmy sobie ostatni rząd.
Wierciła się na fotelu, dyrygowała,
machała rękoma i pływała,
że jutro idzie na pływanie, mówiła,
że to wszystko dobra lekcja “niemieckiego”.
Trzeba było przetłumaczyć “delikatny”,
popatrzyła na mnie z wyrzutem,
szeptała “delikatny”,
nie opierała się.
Jeszcze całuję drżącą Polkę,
i martwi mnie, że urodziła się właśnie w Auschwitz-Oświęcimiu,
że ktoś szerzy złowieszcze wizje o powtórce z historii,
o wojnie, co od Bałkanów zapali Europę.
Krzyczę:
“Weźcie swoje paniki i zacofanych wyznawców,
swoje alergie i relikwie,
swoje paszporty i granice,
swoje godła i flagi,
swoje agresje i manie,
swoje przesądy i osądy,
swoje frustracje i manipulacje,
swoje rozczarowania i czarnowidztwo,
swoje animozje i nacjonalizmy.”
I cicho proszę:
“Mnie zostawcie Polkę która całuje,
w przedostatnim rzędzie kina pustego ale ciepłego…
ledwie kilka wspomnień…
I nie mówcie mi nic złego o Polakach,
A szczególnie o Polce, która całuje.”

weiss

Jak spotkałem Ben Guriona – O Auschwitz 70 lat później

Spotkaliśmy się w roku 1955., miałem sześć lat,
powiedział, że przyszedł zobaczyć ojca Markusa, 121 729,
wziął mnie za rękę i cicho zapytał:
“Rubenie, Izrael istnieje od siedmiu lat,
Auschwitz wyzwolono dziesięć lat temu, czy wiesz coś o tym?”
Milczałem, nie wiedziałem o Izraelu, ani co robił staruszek Ben,
podziwiałem białe, gęste włosy wujka Bena,
i pokazywałem mu przedramię Markusa,
a wujek Dawid Ben łagodnie przemówił:
“Nic takiego, to numer telefonu twojego taty, zapamiętaj go!”
I teraz, gdy nie ma ani wujka Bena, ani ojca Markusa,
możecie mnie zbudzić w środku nocy, powiem wam:
“Nie zapomniałem: 121 729!”

Posted in Uncategorized | Leave a comment

Zielony klucz Czesława Miłosza wg Ranko Risojevicia

Ranko Risojević

Zdjęcie 1 (2013-07-23 21-38)List Oskara Miłosza do krewnego
Czesława na prowincji

Miałem klucz, w dzieciństwie,
zielony klucz łąk, lasów
róg, co otwiera głosy –
nosiłem go na sznurze na szyi,
wkładałem do ust, pod język,
bliżej serca – otwierał tajemnice.

Zagubił mi się po drodze, połamał
w jakimś zapchanym pociągu, pomiędzy
Wschodem i Zachodem, w melancholii
szerokich bulwarów, wołania
donikąd, gdzie zamieszkałem.
Próbowałem inne, otwierały
cudze wspomnienia, obce obrazy.

Włóczyłem się po asfalcie
zdany na pastwę tłumu; serce nabrzmiało –
gdzie w tym polu, ulistnionym lesie,
w kępie pierwiosnków skrywa się kluczyk
otwierający wszystkie nazwy
czaszki i różezapomnianych języków i historii?

Miałem maleńką harfę, fortepian
pod pachą, pośród śliw, grusz
kuksańców i wapna gaszonego –
pobielone domy ledwie mnie pamiętają
woda przecieka przez palce,
liść więdnie w zielniku.

(Ozon, 1986.)

Ranko Risojević (1943), poeta, prozaik, dramaturg, eseista, historyk matematyki, tłumacz i pracownik kulturalny, opublikował około pięćdziesięciu książek, z czego Riso Rankoosiemnaście tomików poezji, dwadzieścia pięć książek prozatorskich, wśród czego dziesięć powieści; zrealizowano około dziesięciu z jego słuchowisk radiowych dla dzieci i dwa dla dorosłych w Teatrze Ludowym Bośniackiej Krainy w Banialuce. Zredagował wiele książek poetyckich i prozatorskich, zarówno autorów serbskich jak i obcojęzycznych. Wielokrotnie nagradzany za pracę literacką, tłumaczony na wiele języków europejskich.
Prowadził działalność wydawniczą, a przez dwadzieścia trzy lata zajmował się też bibliotekarstwem jako kierownik Biblioteki Narodowej i Uniwersyteckiej Republiki Serbskiej.

Posted in Uncategorized | 1 Comment

Ljubivoje Stefanović Babovac – Ostatni płacz wołów

Jestem tutaj…

Gdy wejdziesz do mego domu
a mnie nie ma, jestem.
Na ścianie, na podłodze,
w słoiku dżemu, koszu
na śmieci…
Czyham na ciebie jeśliś człowiekiem.
Jeśliś jest, zapukaj w ścianę,
tupnij nogą,
rozbij słoik…
Odezwę się.
Jeśli nie, na nic
ci to wszystko.
Jestem tutaj.

 

 

Prawy brzeg rzeki

Przyjaciele, przypadkowi
podróżni, łowcy
motyli, zbieracze
leczniczych ziół,
zabłąkani zakochani
…i wszyscy pozostali:
nie idźcie prawym
brzegiem mojej rzeki!
Po tej stronie
śmierć głodna życia
namiętnie, niewymownie
namiętnie tańczy swój taniec.

Nie napotkacie ludzi,
kopią groby
swoje, po kilkoro na
łąkach, w lasach,
polach, nie są kwita
gdy taniec się kończy.
Oni kulawi i bezsilni
wysuszają studnie, woda
nie będzie im potrzebna,
tylko ziemskie głębiny.

Jeśli mnie szukacie
o słońcu mnie nie ma,
odprowadzam pokonanych
i zamykam
domy zamilkłych.
Wezwijcie mnie o zmroku
z lewego brzegu rzeki
gdzie życie wre
z płaczem dziecka,
trzepotem ptasich skrzydeł
i szczekaniem spasionych psów.
Zawołajcie mnie, przejdę
by na udeptanej polanie
nogami dotknąć życia

 

 

Droga do Arilje

Zbierał się dziadek
chyba wieki całe
by spełnić życiowe marzenie.
Tylko jedno (każdy jedno
ma tylko, reszta to
farsa umysłu).
Kupić woły o
największych rogach w wiosce.
I wyjechać. Według niego na koniec świata
On, kalesony, dwie strugane miski,
proja, drewniana łyżka i
ostatnie pół
paska słoniny.
Trzy dni marszu do Arilje,
cztery z powrotem z jeszcze dwoma
członkami rodziny.
W domu cisza
ciężka jak susza.

Siódmego dnia z wieczora
zadzwoniła miednica,
organy naszego domu.
Przybył matador
z ariljskiego jarmarku.
Obdarzył nas uśmiechem
jakiego świat nie widział.
Mrok już, wciągnęły ciężkie
nogi nowe dzieci
do naszej świątyni.
Lśnią srebrne ozdoby
na ich czołach.
Lśnimy też
udając się na spoczynek
lżejsi o brzemię
siedmiu ciężkich dni.

O północy, a we wsi
to wtedy zawsze przychodzi śmierć,
albo źle liczymy,
domownicy dopiero usnęli
rozległ się brzęk!
Zderzyły się rogi
przybyłych piękności.
Czuwamy do świtu przed
biedną stajnią.

O poranku dziadek je zarżnął.
Nie bolało to wołów.
To nas bolała ziejąca rana
niespełnionych pragnień

 

 

ljubivoje stefanovic babovac - poslednji pla_ volova - korice bez klapne.-1

Ljuba Stefanović ur. 1949. w mieście Aranđelovac (Serbia). Studiował na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu w Belgradzie, przez wiele lat pracował jako redaktor i karykaturzysta, karykatury publikował też w prasie, za co otrzymywał liczne nagrody i znalazł sobie miejsce w muzeach karykatury światowej we Włoszech i w Bułgarii. Pisał również wiersze, ale dopiero przed dwoma laty zaczął je publikować w czasopismach, a w zeszłym roku opublikował tomik pt. „Ostatni płacz wołów” (Poslednji plač volova), z własną oprawą graficzną. Obecnie pracuje na budowie.

Posted in Uncategorized | Leave a comment

Saša Jelenković, “Lokator w głowie”

Zamiast raportu

„nasze dzieci nie lubią bajek bawią się w zabijanie
na jawie i we śnie marzą o zupie chlebie i kości
zupełnie jak psy i koty”
Zbigniew Herbert, Raport z oblężonego miasta

Przybędą przed świtem
podstępni spartańscy chłopcy.
Staną przy moim łóżku,
rozedrą białe prześcieradła.
Wypuszczą stado lisów.
Ja zaś swoje wygłodniałe psy
będę trzymał na łańcuchu.
Wstanę.
Będę walczył.
Ogony jeden po drugim będę rzucał psom.
Ostatniego lisa ukryję pod płaszczem.
Będę kroczył marszowym krokiem
z lisem w żołądku
na podstępnych spartańskich chłopców.
Zamiast raportu
rzucę im pod nogi
własne wnętrzności.

 

Lokator, w głowie

Wielka jest moja troska,
rozpaczliwe me dążenia,
maniakalna ma żądza: by sprowadzić do szeregu,
ustawić pod sznurek, sprowadzić
do jednego pojęcia te wszystkie stany,
rozsypane jak ziarna groszku ze strąka,
na łożu śmierci.
Sprawdzam czy metafory są podkute,
miłość nakarmiona,
a natrętne myśli związane.
Ogłaszam za nieważne: obelgi, przebaczenia,
wytłumaczenia, pytania z dziedziny
odpowiedniego patosu, szkice wnętrza
Konia Trojańskiego.
Robię postępy: od melancholii do rezygnacji.

 

 

Popołudnie

Otwieram kałamarz, zamaczam pióro,
kropla czarnego atramentu pada na dzianinowy rękaw.
Ze złością odwracam bibułkę, zgniatam kartkę,
spluwam na podłogę. Depczę ślinę.
Zupełnie przypadkowo zabijam mrówkę faraona,
która długo umiera ściskając okruch chleba.
Zapominam do kogo chciałem napisać.
Biorę książkę.
Odwracam strony:
„Zlikwidujcie w jakiś sposób Irinę Nikolajewnę.
Konstantin Gawrilowicz się zabił.”
No i jeszcze to życie:
zastrzelona i spreparowana mewa.

 

***

Moja ręka rozkłada się na talerzu,
przygotowana do rytualnego posiłku.
Żyły oczyszczono z mułu, wyrwano
oślizgłe trawki, krwiopijcze żyjątka
pozabijano. Wstrzymuję oddech, przełykam,
wciągam żyły jak spaghetti.
O, czy kiedykolwiek się nasycę?

 

Makbet

Na chude nagie ciało zakłada
zbyt szeroki czarny sweter.
Ręce drżą, zapala świecę.
„Najdroższa, dziś wieczorem przybywa Duncan”.
Jego syn oblizuje zasmarkaną brodę
i przebąkuje coś o miłosierdziu, wytrwałości i cierpliwości.
Pukają do wrót.
Schodzi po stromych drewnianych schodach.
„Tego intruza należy usunąć”.
A po wieczerzy Duncan zasnął,
i tylko szczur przy jego nodze
dokładnie wie, jak to się rozegrało:
wszedł
pomodlił się do Boga,
podwinął zbyt długie rękawy,
zamachnął się siekierą.
Wytrwałość, miłosierdzie i cierpliwość.
On zostanie królem,
lecz nie ojcem królów.
Wszedł po drewnianych schodach,
pukał do drzwi póki nie rozkrwawił ręki
wzywając tę, która zasnęła
ponad głową martwego syna.
Świeca się dopalała,
zdjął zbyt szeroki czarny sweter
i uciekł do lasu, skąd przed świtem obserwował
jak pożar pochłaniał zamek, żonę,
wytrwałość, miłosierdzie i cierpliwość.

 

Sasa JelenkovićSaša Jelenković (ur. 1964.), absolwent historii i teorii literatury na Uniwersytecie w Belgradzie, opublikował zbiory wierszy: Neprijatna geometrija (1992), Ono što ostaje (1993), Heruvimske tajne (1994), Kraljevska objašnjenja (1998), Knjiga o srcu (2002), Elpenorova pisma (2003), Elpenorovo buđenje (2004) i Elpenori (2006). Jest laureatem kilku prestiżowych nagród poetyckich, jego wiersze były tłumaczone na języki: angielski, niemiecki, francuski, włoski, rumuński, chiński i słoweński oraz publikowane w zagranicznych czasopismach i antologiach.

Posted in Uncategorized | Leave a comment

Ranko Pavlović – Jeźdźcy i pozostali (fragment powieści)

Część I – męska

 

“(…) Pochowaliśmy ojca w sobotę, Anna natomiast, wróciła w niedzielę.
Przyjechała popołudniowym pociągiem, a ze stacji dojechała taksówką. Myślała, że nie ma mnie w domu, więc nawet nie dzwoniła na mój telefon. Zresztą, co mi tam, i tak nie chciałoby mi się przerywać oglądania programu sportowego tylko dlatego, że na stacji czekała małżonka z dwoma ciężkimi kuframi i ołowiem pod powiekami. Nie odpowiedziałem jej na to nic. Wstałem i pocałowałem ją tak, jak należy to uczynić, gdy żona wraca po dwutygodniowej nieobecności. Kuszetki w pociągach są okropne, nie można tam nawet oka zmrużyć. Boże, jaki bałagan w mieszkaniu!
Co ja jadłem przez ten cały czas, skoro nigdzie nie ma brudnych naczyń? W walizce ma dla mnie prezent – ciekawą książka o architekturze z mnóstwem rysunków i fotografii w kolorze. Tylko gdzie ją wcisnęła? Zobaczy później, kiedy będzie rozpakowywała resztę. Co ja robiłem przez te wszystkie dni? Czy dostawałem jej pocztówki z Bretanii? Wysyłała je często, prawie codziennie. Nie pamięta dokładnie, ale jest przekonana, że wysłała cztery-pięć, a co najmniej dwie albo trzy. Yvettee i Jacques byli bardzo uprzejmi. Jacy to mili i kulturalni ludzie! Szkoda, że nie pojechałem z nią do Bretanii. Moglibyśmy we czworo spędzić kilka niezapomnianych dni w ich winnicach. Tak, rozumieją, że miałem dużo pracy i że nie mogę wyjeżdżać zawsze, gdy tylko mam na to ochotę. Dlaczego nie zapłaciłem rachunku telefonicznego? Mogłem to zrobić a nie zostawiać tak, żeby od długu narastały odsetki. Czy w ogóle zaglądałem do jej mamy? No oczywiście, o tym bym nigdy nawet nie pomyślał, nigdy bym tam przecież nie poszedł gdyby ona sama mnie tam nie zaciągnęła. I zawsze, kiedy już tam pójdziemy, ciągle spoglądam na zegarek. Boże, żeby tylko w końcu zmyć z siebie pot. Kiedy człowiek podróżuje, zbiera na sobie cały kurz i brud tego świata. I gdzie jest jej domowy szlafrok frotte? Kiedy brak w domu kobiecej ręki, to tak jak by wcale nie było domu. Jej matka miała rację kiedy to powtarzała.
Powiedziałem jej, że wczoraj pochowaliśmy ojca.
Przyjęła wiadomość z większym przejęciem niż się spodziewałem. Boże, jak to się mogło stać, że to wszystko się stało, kiedy ona akurat była w podróży. Tak, jutro natychmiast tam pójdziemy i zaniesiemy na grób wielki wieniec ze świeżych kwiatów. Biedny tata, takie zaskoczenie! Zdziwiła się, że nawet nie zapytałem, na co zmarł. Musiałem o to zapytać, to chyba było najważniejsze, czego powinienem się dowiedzieć. Powiedziałem, że ojciec zostawił po sobie zapasy i że teraz już nikt się o to nie troszczy. W spiżarni było sporo oleju, mąki, cukru i soli. Boże, ale ja jestem dziwny. Co nam do tego, że tam jest jakiś olej, mąka, cukier i sól. Oczywiście, że wiedziała, że ojciec miał pieprzyk powyżej prawej brwi, co do włosów, to nie pamiętała czy były gęste czy rzadkie, ale wiedziała, że były już całkiem posiwiałe. Tylko wezmę prysznic i będziemy rozmawiać dalej.
Anna zawsze zostawiała otwarte drzwi od łazienki, więc do pokoju dziennego docierał błogi szum wody. W każdym razie, należałoby projektować mieszkania z dwiema łazienkami, bo kiedy ktoś jest w wannie, szum wody działa na tyle wyzywająco, że druga osoba od razu chciałaby też się wykąpać. Tak, ale co zrobić z mieszkaniami, w których mieszka po cztery, pięć albo więcej osób? Tyle łazienek w jednym mieszkaniu to byłoby dosyć sporo.”

 

Cześć II – żeńska

 

“(…)Znowu nalał wszystkim śliwowicy i powiedział, żebyśmy wypili za spokój duszy, potem odwrócił się do ciotki i powiedział, że naleje soku tym, którzy nie mogą pić rakiji. Podczas gdy z wyzywającymi zapachami domowego jedzenia z kuchni w jadalni mieszał się też zapach owoców derenia, zrozumiałam, ze przez całe życie byłam wielką gówniarą, która nic a nic nie rozumiała. Im tak na przykład przez całe życie myślałam, że Zoran jest prawdziwym nieudacznikiem, całkowicie oderwanym od codzienności i prawd życiowych, a tymczasem przygotowując pogrzeb mojej matki pokazał, że twardo stąpa po ziemi. Ponadto, wydawało mi się, że życie pośród bretońskich winorośli jest czymś, do czego powinna dążyć każda rozumna istota, a teraz, w jednej chwili zrozumiałam, że ni ma nic ważniejszego i bardziej wzniosłego niż wzajemne zrozumienie, które w dyskretnych spojrzeniach funkcjonuje między wujkiem a ciotką, którzy cierpliwie budowali swój własny świat, którym nikt w żaden sposób nie może zachwiać, a co dopiero go zburzyć. I tak jak dobra, milcząca ciotka i wuj, który na zaledwie jedno spojrzenie sprzeciwu ciotki szybko odkłada papierosa, którego zamierzał zapalić, tak dobrzy są gospodarze, którzy niewiele mówią, a wiele powiedzą. Wówczas uważałam, że Jacques jest infantylny, a tak naprawdę to ja swoim niedorosłym zachowaniem wywołałam jego dziecinne zachowanie, gdyż prawdopodobnie całkiem poważnie uwierzyłam, że jego jedynym celem życiowym jest miętosić moje słowiańskie czwórki z dala od Yvette i że tylko ja jestem w stanie mu to zapewnić, choćbym nawet była zmuszona odepchnąć Zorana w tuman mgły, napływającej z każdą myślą.
Czy tak było?
Oczywiście, że tak!
Z drżącego głosu, który na chwilę uniósł się ponad stołem w jadalni wywnioskowałam, że wujek zadał pytanie, a ja odpowiedziałam w ogóle nie usłyszawszy pytania.
Skoro Anna się zgadza, to niech wujek przyniesie rosół.”

 

Ranko PavlovićRanko Pavlović ur. w 1943. w miejscowości Šnjegotina Gornja. Mieszka i pracuje w Banja Luce.
Pisze poezję, prozę i dramaty, zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci. Zajmuje się krytyką literacka i eseistyką.
Opublikował dotychczas dziesięć książek poetyckich, trzynaście zbiorów opowiadań, trzy powieści, zbiór esejów i dziesięć słuchowisk dla dorosłych, ponadto dwanaście zbiorów opowiadań dla dzieci, powieści dla młodzieży, kilkanaście sztuk teatralnych dla dzieci i piętnaście słuchowisk radiowych. Laureat wielu prestiżowych nagród zarówno w dziedzinie prozy jak i poezji, w tym: “
Petar Kožić”, “Laza Kostić”, “Gordana Brajović”, “Isak Samokovlija”, “Grigorije Božović”, “Veselin Masleša” oraz nagród za najlepsza książkę roku.

Posted in Uncategorized | Leave a comment

Diana Rosandić – Gwieździsty Kaktus (fragment)

(…) wciąż przeszywa mnie strach, czy ty może, moja mała, nie jesteś w ciąży? Wiem, nie mam prawa tak głęboko wtykać nosa w nie swoje sprawy, jednak gdy bez odrazy wetkniesz nos w sam środek kupy, wówczas przestaje ona śmierdzieć. Nie jesteś? No to świetnie, kamień spadł mi z serca. Dzięki Bogu, w takim razie jesteś wolna jak ptak i możemy ruszać dalej. Dziecko z niewłaściwym człowiekiem to tragedia, lepiej żebyś nigdy się o tym nie przekonała. No dobrze, na czym to ja skończyłam? Aha, na przystojnym księdzu i pierwszym policzku otrzymanym od ojca! Po mszy byliśmy zaproszeni na obiad do żony burmistrza, która bardzo szanowała moją matkę za to, że pomogła jej urodzić trzy córki i dwóch synów, same ciężkie przypadki, porody nożne albo pośladkowe, jednak matka za każdym razem w ostatniej chwili zdołała odwrócić dziecko tak, jak należy. Pamiętam to jak dziś, wielki kamienny taras na podwórzu pod kwitnącą lipą, kilka połączony stołów pełnych jedzenia i picia. Świętowaliśmy chrzciny najmłodszej córeczki, otrzymała imię Erazma, na cześć mojej matki… Wszyscy tam siedzieliśmy, my, dzieci jadłyśmy w ciszy i skupieniu starając się nie pobrudzić białego obrusu i zważając żeby metalowe sztućce nie powypadały nam z rąk, gdyż w domu zwykliśmy jadać przeważnie drewnianymi łyżkami albo rękoma. Matka rozmawiała z panią Egle, krawcową, którą w okolicy nazywaliśmy Igłą, żeby wzięła mnie na czeladniczkę po małej maturze, ja zaś jak zaczarowana podziwiałam jasnozieloną sukienkę krawcowej zastanawiając się czy kiedykolwiek nauczę się szyć tak fachowo i zręcznie.
Tuż obok gospodarza siedział młody kapłan, niezwykle grzeczny i rozmowny. Wszystkie kobiety spoglądały na niego z zachwytem, a kapitanowa z żoną księgowego, swoją najlepszą przyjaciółką, kopały się porozumiewawczo pod stołem. On sam prawdopodobnie niczego nie zauważał, mówił o Miłości Bożej jako swoim posłannictwie, z którego był dumny. Po deserze, cieście figowym, zapytał nas, dzieci, kim chcielibyśmy zostać, gdy dorośniemy. Córka kowala, chuderlawa Nelka, która robiła babki z błota, odpowiedziała, że będzie cukierniczką, jej brat, mały Wiesio, który zawsze pokasływał, powiedział, że będzie lekarzem, Sergiusz chciał być burmistrzem jak jego ojciec, nic nie robić tylko palić fajkę… Dorośli zaś słuchali uważnie i od czasu do czasu się uśmiechali. Wszystkie dzieci miały gotową odpowiedź. Krzysztof pragnął zostać marynarzem, może nawet kapitanem, co było bardzo nie w smak synowi kapitana, który chciał pójść w ślady ojca, toteż omało nie pobili na pięści.
– Morze jest ogromne. Jest mnóstwo statków i mnóstwo miejsca dla wielu kapitanów – uspokoił ich młody ksiądz.
Mały Ferdynand chciał zostać kapłanem, na co ten tylko pogładził go po głowie, zaś jego matce wyplatającej koszyki aż oczy zwilgotniały ze wzruszenia. Gdy przyszła kolej na mnie, byłam całkiem zmieszana, paraliżowała mnie trema, że ci wszyscy ludzie przy stole oczekują na mój występ. Ręce pociły mi się ze zdenerwowania, więc wycierałam je w białą sukienkę, na której pozostawały tłuste ślady, gdyż nie zdołałam rozciąć kotleta nożem, lecz chwyciłam rękoma.
Wiedziałam, że matka pragnie żebym została krawcową, lecz ja pragnęłam tylko nosić piękne sukienki i paradować w nich po mieście. Wtedy nie było modelek, a przynajmniej nie w tak prowincjonalnej okolicy, chyba tylko w ilustrowanym katalogu, który Igła kupiła za granicą, a ja lubiłam go przeglądać, gdy tylko nadarzyła mi się okazja. Ojcu nawet wydawało się, że po małej maturze powinnam się zapisać do szkoły nauczycielskiej, podczas gdy Krzysztof był przekonany, że zgodnie z tradycją rodzinną zostanę akuszerką. Młody ksiądz patrzył na mnie z zaciekawieniem, a mnie zaczęło się kręcić w głowie ze zdenerwowania wobec audytorium. To były zupełnie inne czasy, nie było w zwyczaju żeby dzieci rozmawiały przy stole, chyba że zostały o coś zapytane. W niektórych rodzinach nawet zwracano się do rodziców w osobie trzeciej, ale mój ojciec był temu przeciwny. Zaczęłam się jąkać:
– Ja będę… ja będę… – a potem nagle doznałam olśnienia i powiedziałam z dumą, głośno i wyraźnie, tak, żeby wszyscy mnie usłyszeli:
– Ja będę kochanką!
Skąd mogłam wiedzieć, że moje słowa wywołają taki skandal?! Przy stole zapanowało milczenie. Szczerze mówiąc oczekiwałam raczej, że usłyszę brawa i okrzyki zachwytu za to, że udało mi się wymyślić coś oryginalnego. Matka zrobiła się bardziej czerwona niż ciężarne kobiety wydające na świat dzieci w trudach porodu, burmistrzowa skamieniała, zaś jej mąż głośno zakaszlał.”

Diana Rosandić

 

Diana Rosandić (ur. 1964) – chorwacka poetka i pisarka, autorka pięciu tomików wierszy, sześciu powieści, zbioru opowiadań oraz literatury dla dzieci i młodzieży. Tłumaczona dotychczas na słoweński, angielski, niemiecki i hiszpański.

Mieszka i tworzy w Rijece.

 

Posted in Uncategorized | Leave a comment

Goran Lazović – Uważaj, co robisz!

Goran 2Uważaj co robisz

Staniesz się imieniem dla wspomnień
Którego nie pamiętam
Uważaj co robisz
Nie chcę aby sen o mnie
Stał się twoim obowiązkiem podatkowym

Ochrypła czułość z jaką cię wzywałem
Tylko się całowaliśmy
Między jednym a drugim deszczem
I jeszcze się boję
Byśmy razem nie zmokli

Uważaj co robisz,
Twoje łoże małżeńskie zmienia imię
A mnie ogarnia dziwna błogość
Gdy podlewam zwiędłe róże:
Pachniały
Kiedyś
I one
Jak dziewczęta
Które mnie nie chciały

Miejsce
Gdzie spotkał się twój uśmiech
I moja grzeszna myśl
Nazywało się
Tylko
Zwyczajnym dniem

Uważaj co robisz

Оbrona Stalingradu

Lepiej pójdźmy na strych
Po co masz wyjeżdżać do Ameryki
Na górze usłyszysz lepiej
Że nie należy jechać
Tam, gdzie już raz zmokłaśGoran 0
Co byś tam robiła,
Znowu beze mnie
Jeśli chcesz żebym ci się roześmiał jak batiuszka
W tym dwugłowym Nowym Jorku
Gdzie czytałaś moje wiersze
I przesyłałaś telefoniczne pocałunki
Nie wierzą, że słońce wychodzi ze słonecznika
Na naszym strychu śpią anioły
I śpiewają arlekiny
Kopciuszek suszy mięso
I krasnoludki nalewają wino
Możesz śnić o tym, jak ci dobrze
Gdy cię najdzie ochota
Zmrużysz oczy i ujrzysz Chicago
Gdy ci się znudzi na strychu
Zejdziemy do piwnicy
Zdejmę dżinsy
Prezent od ciebie z Waszyngtonu
To niegrzecznie być ubranym
Obok kobiety, którą kochasz
Ja rozpalony – ty młoda
Byłaby to druga obrona Stalingradu
Co byś tam robiła
Znowu beze mnie
Jeśli chcesz żebym ci się roześmiał jak batiuszka

 

Porozumienie

Myślę o tobie
I jedynie to wychodzi mi dobrze
Chociaż
Moje zrozumienie ciebie
Zaczyna się i kończy
Westchnieniem

 

Bezimienny piątek

Gdy zginąłem po raz pierwszy
Pierwsza przyszła złożyć mi kondolencje:
– Nie umiera się jedynie z choroby czy nieszczęścia
goran 1Życie też potrafi rozbłysnąć zagładą!
I złościła się jak zajęczyca
Nie zważając na nocny wiatr,
Który miał zapach śmierci Turgieniewa
I kołysał łonem młodej brzozy:
– Czy istnieje większe nieszczęście niż umrzeć na wiosnę?

Znowu rzucam się do ucieczki,
Znowu moim schronieniem może być twoje serce,
Zmagał się z ciszą
W moim pokoju
Na VIII piętrze XIX wieku,
Ciasnym od snów i bezsenności,
Gdzie wleciała jako ptak.

Oddalenie wymyślili ci
Którzy nie potrafią być razem,
Obnażałem jej ustatkowaną myśl,
Gdybym przynajmniej potrafił cię przespać
Jesteś moją najbardziej przejrzystą firanką
Przez którą nie przenika jedynie drżenie,
Zaś twoje oczy to skrzyżowania autostrad,
Gdzie znajdują się poszukujący czułości.
Z tobą nie mam już o czym milczeć
Snom bez ciebie zwiastuję zgubę!

 

goran bioGoran Lazović (ur. 1962), studiował dziennikarstwo, literaturę i dramaturgię. Opublikował około dwudziestu tomików poezji, zbiorów prozy, publicystyki, m. in.: Nedovršeno pismo (1983.), Deset dana istine (1986.), Komunističke bajke (1990.), Đilas o sebi – drugi o Đilasu (1989.), Kukavac sa Tičjeg polja (1998), Košuta u oku moje Milen (2001), Suze su znoj od oka (2007), Brašno u slaniku (2010.) … Autor kilku dramatów, m. in. Tako je govorio Mika Antić (1995.), Isidora – savest jedne epohe (1999.) Scenarzysta i reżyser fabularyzowanych dokumentów filmowych.  Laureat kilku nagród literackich, tłumaczony na język angielski, francuski, niemiecki, włoski, hiszpański, rosyjski, ukraiński, bułgarski i węgierski. W Polsce publikowany w czasopiśmie „Fraza”. Mieszka i tworzy w Belgradzie.

Posted in Uncategorized | Leave a comment