Spotkanie “Alchemia Poezji” na krakowskim Kazimierzu 19. 04. zbiegło się z 72. rocznicą wybuchu Powstania w Getcie Warszawskim. Z tej okazji poprosiłam poetów o wiersze nawiązujące do tej tematyki. Podczas spotkania udało mi się odczytać 5 utworów.
Poniżej prezentuję wszystkie otrzymane wiersze.
Dziękuję również Elizie Segiet za przyłączenie się do uczczenia rocznicy wierszami “Przydarzyło się życie” oraz “Żelazko” i oczywiście Tadeuszowi Oratowskiemu za nagrania.
Dragan Radovančević
Ściana Wstydu
(spowiedź ofiary, która wstydzi się zagłady)
tutaj panuje pewność.
i pióro i wers.
tutaj nauka
zastępuje wynik
tutejsze psy
wiążą swych właścicieli
a woda pływa po oleju.
nasze tańce odbywają się w milczeniu,
w miarę możliwości na siedząco.
nasz smutek nie wrzeszczy przed kamerami,
ale medytuje.
Tutaj błąd to tylko nowa okazja,
a nowa okazja to tylko nowy błąd.
ponieważ śmierć już się stała, zostaliśmy nieustraszeni.
boimy się tylko sporadycznie kondomów i burzy.
tutaj małomiasteczkowość
to niedościgły ideał.
w podróże zabieramy laleczki
wyciągnięte z piaskownic cudzych dzieci.
tego czego nie mamy
mamy naprawdę wystarczająco, i to jest nasza prawdziwa miara.
pokoju naszego powszedniego daj nam dzisiaj.
byśmy samotność wyleczyli samotnością.
(Poczdam/Niemcy, 2015)
Emir Sokolović
Czterej Jeźdźcy Apokalipsy
Jak post
widoczny w koniu wronym
Jeden za czterech
(Pogarda czy ból –
uporem był)
poza lot
jastrzębia
– albo głosu –
kolebką był
Jeden za czterech
i eter
Czyżby…
Moi zmarli
Moi zmarli
oczyma was
prowadziłem
przez ziemię bez
wzroku
Kamieniarz
Cichy i surowy
Dłuto w
kamieniu
Moi zmarli
Próżne wasze wyrzuty:
“Milcz kamieniu!”
Darko Cvijetić
Dwie kości syna
Pewna kobieta
Pochowała
Dwie kości syna
Pierwszą znaleźli w górze
Krótszą
W badylach za winnicą
Innych kości
Syna
Nie ma
Pogubili kryjąc się
Jego matka
Mówi nam:
I teraz pójdę
Zobaczy
Czy nie wypadło
Tam
Gdzie padli od razu
Ale nie ma
A skąd
No to mówię
Czy mogę zostawić
Trzy kosteczki
Dwie kostki
Żeby choć
Przyzwoicie wyglądało
Zoran Žmirić
*.*.*
Gdy braciak przyjechał w czarnym worku
stara podzieliła jego rzeczy
część do caritasu, część dla biednych
a to, co zostało
poszło do domu starców
kilka ulic od nas
zawsze, gdy przyjeżdżałem do domu
przed domem starców widziałem
jak czerwona, kraciasta koszula mojego brata
siedzi na ławce i gra w szachy
a z nią również jego trapery
tymczasem niebieska wiatrówka powoli spacerowała
w tę i z powrotem bez celu
i wciąż na nowo
z powodu czerwonej kraciastej koszuli
traperów
i niebieskiej wiatrówki
jakby ostre igły zębów wbijały mi się w serce
od tej pory rzadko dojeżdżałem na osiedle tą ulicą
choć wcale nie było krócej
wybierałem drogę od strony południowej
bo wojna
teraz to widzę
wyolbrzymiła niektóre słowa
takie jak ojczyzna, bohaterstwo i cześć
gdy inne, zupełnie zwyczajne
jak czerwona kraciasta koszula, trapery i niebieska wiatrówka
to
święte pismo
na
to wszystko
Pogrom
Człowiek bestia,
na jawie w świątyni,
ukryty w krypcie.
Herod buduje,
zwyrodnialec burzy.
W imię Chrystusa,
albo jakiegoś swojego Boga,
w imieniu sprawiedliwości,
w imieniu rasy,
w imieniu czegokolwiek,
w imieniu własnym,
sieje śmierć,
kosi ile zdąży.
Ave Caesar!
Sieg Heil!
Nasi naprzód!
Historia nauczycielką życia.
Czemu się nic nie nauczyliśmy?
Człowiek człowiekowi bestią!
(Wiedeń, listopad 2008)
Marko Stojkić
Lód topnieje, potok, wszystkiego
pamiętam, luty, trzeba przywyknąć
mleczko pszczele, kwiatostan, tymi
samymi torami wiezie ludzi
na wschód (nocnik w kącie,
według opisów, w każdym wagonie
całe dziesiątki, jak leciało, smród,
pot, wrzask i wyzwiska, koszerne ciastka,
koronkowe chusteczki, zegarek kieszonkowy
Heuer Leonidas, wasze rodzinne
kosztowności zostawcie tutaj,
dzieci biegały) – inflacja
śmierci drukują jak weimarskie
banknoty, w gazetach mundury,
geografia, pogarda, czystość – zastanawiam się
czy była nadzieję czy tylko zaskoczenie
nadzy pod natryskami, piękniejsi od sztandarów
zanim puścili gaz, tymi
samymi torami (na wschód, pół chleba
za wiadomość, za papierosa, zakurzona
harmonijka, drut, geometria i długi,
zbyt długi dzień żeby pracować, kominy, ciężkie
przez wiele dni ciosane kamienne bloki
na nowe zamki, na pomniki,
krótkie, ciasne noce bez strachu,
bez jednej myśli, skrzypiące deski i słoma,
pluskwy i tyfus, coś na kształt snu) – tymi
samymi torami, w czterdziestym, obok wież
pod którymi regularnie odprawiają msze,
obok szkół, w których co poniedziałek
bezbłędnie powtarzano tabliczkę mnożenia,
pamiętam radio, to dźwięczne pudełko doskonałe
jak strofy Heinego i ludzie wokół
po obiedzie jak wytężają uszy i nie widzą –
luty, pamiętam, Dachau,
Treblinka, Auschwitz – wywożą ludzi
na wschód –
Dejan Đorđević
Jak w bajce
Cierpimy bez porządku
Mrużymy oczy, gdy śpiewamy
I łatwo nas zabić.
Jest jesień
Oni przychodzą
Wyprowadzają lato na drogę
I gaszą na rozkaz
Na rynku mądrzą się dziwacy
Nikt nie może ich powstrzymać
W imię prawdy kupują strach
Idą do końca i z powrotem.
Wszystko jest jak w bajce
Żyjemy w wymysłach
Wradzamy się w dziwactwo
Śnimy, a przydarza się nam.
Na rynku miejskim
Tuż obok komendy policji,
Ukrzyżowany poeta
Przechodnie go opluwają
Wrzeszczą na niego,
Przeklinają jego plemię.
Walą go młotami,
Polewają benzyną,
Wyłamują zęby i zrywają skórę.
Piekarze, ceramicy, fryzjerzy
Kierowcy, hydraulicy…
I czasem jakiś policjant
Tak ukradkiem
Między żebra
Gdy nikt nie widzi.
Jesteś winny, mówią mu,
Zdradziłeś naród, rodzinę, przyjaciół!
Piszesz wiersze, nie orzesz pola!
Nie siejesz tytoniu ani pszenicy!
Psujesz młodzież!
Na śmierć! Na śmierć!
Pokrzykuje tłum
Wrzućcie go do rzeki!
Przywiążcie mu kamień do szyi!
Poeta milczy
Ni słowa, ni pisku ni jęku.
Ljubo Ruben Weiss
(1949-2015.)
Trzy wiersze w cieniu Auschwitz
Auschwitz daleko od siebie
(Druga wiosna bez Hanny)
Kosmopolityczni politykierzy,
Poplecznicy, fabrykanci duchów,
Zbezcześciliście mych bliskich w dymie,
Stryja Rubena Weissa i prababkę, Bożulię Singer;
Babki nigdy nie poznałem – Katariny Weiss,
Dziadka znam tylko z fotografii – Adolfa Weissa.
Ile naprawdę dla was znaczą,
Wszystkie ofiary II wojny i Holokaustu?
Patetycznie otwieraliście usta
Pochylając się nad grobami,
Jakby to było przedstawienie dla dziennikarzy;
Czy więcej było tej czy tamtej nacji,
Wyznawców tej czy tamtej religii?
Ledwie się zebrali,
Zapomnieli o moich.
Auschwitz to nasz cmentarz nad cmentarze,
Przede wszystkim i wszystkich – cmentarz homo sapiens.
W Auschwitzu zniknęli
Bogowie i królowie, wiara i prawa,
Umiejętności i nauka,
W Auschwitz złamała się wiosna –
Do nowych Auschwitzów!
Auschwitz – Birkenau nie zapomnimy,
Podobnie jak ci, co odwracali od nas głowy.
Ale co z nowymi Auschwitzami pod koniec wieku,
I tej, bez Hanny, wiosny?
Ona była mym małym Auschwitzem,
Nie pragnąc pomóc haverowi odnaleźć zgubioną ukochaną.
Żegnaj Auschwitz, daleko ode mnie!
Żegnaj, Hanno!
A szczególnie o Polce, która całuje
Nie mówcie mi nic złego o Polakach,
A szczególnie o Polce, która całuje.
My nie zapomnimy Auschwitz-Oświęcimia,
ani tych, którzy odwracali od nas głowy,
a najbardziej tory do Birkenau wiodące.
My nie zgodzimy się na krzyże i klasztory,
w środku ani obok obozu śmierci,
tylko, weźmiemy za rękę przerażoną Polkę,
i pójdziemy do kina gdzie leci film muzyczny.
W kinie na peryferiach Wiednia dają filmy,
dla tych, którzy mówią w “Gestensprache”,
film o rocku i gwieździe Chucku Berry’m.
Film będzie oglądać tylko nas sześcioro,
z operatorką kinową siedmioro,
jeśli odejmiemy moją Polkę i mnie – pięcioro.
My mieliśmy własny film natchnienia,
którego powtórka jest niemożliwa.
Film obok filmu, jak kilka razy wcześniej,
w ostatnim rzędzie, w mroku virovitickiego kina, w Domu Armii.
• • •
Patrzyła na mnie oczyma sarny,
spijając słowa, gotowa się uczyć,
rozmarzona, łagodna, spokojna,
z kolanami na przednim fotelu,
ze słownikiem, papierem i ołówkiem w ręku,
i z dziwnym trudem –
czego ode mnie chce ten gadający o prądach i fluidach,
czego mnie pyta o diabła i anioła,
czego mi rysuje nuty na papierze,
czego mówi, że Murzyni mają muzykę we krwi,
a potem nie potrafi przetłumaczyć „krew”
czego się dziwi, że po polsku „prawo”,
wcale nie znaczy „prosto,
czemu opowiada o swojej rodzinie:
brat Artur, przyrodnia siostra Ewa,
ojciec który nie mieszka z matką.
Moje dwadzieścia wobec trzech lat Ewy
(a propos: a różnica wieku między mną i – moją Polką?),
jak śmie ćwiczyć wybijanie rytmu na moich dłoniach,
i czemu chce tego samego ode mnie,
czemu mnie pyta o tanią wodę toaletową,
prosi żeby mu przywieźć jedną buteleczkę.
Patrzę na nią rozbawioną, rozanieloną i pewną siebie:
“Cóż wielkim damom po kolekcjach kosmetyków,
z Wiednia, Nowego Jorku, Mediolanu czy Wenecji,
cóż po olejku różanym z Bułgarii,
cóż po zapachach z Indii i z Dalekiego Wschodu,
najlepszych perfumach z Francji,
kiedy nie mają uśmiechu mojej Polki,
zapachu, czaru i pogody ducha młodej dziewczyny.”
Nie mówcie mi nic złego o Polakach,
A szczególnie o Polce, która całuje.
My nie zapomnimy Auschwitz-Oświęcimia,
ani tych, którzy odwracali głowy…
Oni są jak i my, ofiarami Auschwitz,
naród szlachetnych i tchórzy,
Mieli albo i mają
Walewską, Kopernika, Skłodowską,
Sienkiewicza, Wajde i swojego Wojtyłę,
lodołamacza Lecha Wałęsę,
oni zapłacili drogo za drogę pod prąd.
• • •
Wyszliśmy z kina przed czasem,
nie zważając, że tylko taśma była zerwana.
Wróciliśmy weseli jak dzieci,
tym razem zażyczyliśmy sobie ostatni rząd.
Wierciła się na fotelu, dyrygowała,
machała rękoma i pływała,
że jutro idzie na pływanie, mówiła,
że to wszystko dobra lekcja “niemieckiego”.
Trzeba było przetłumaczyć “delikatny”,
popatrzyła na mnie z wyrzutem,
szeptała “delikatny”,
nie opierała się.
Jeszcze całuję drżącą Polkę,
i martwi mnie, że urodziła się właśnie w Auschwitz-Oświęcimiu,
że ktoś szerzy złowieszcze wizje o powtórce z historii,
o wojnie, co od Bałkanów zapali Europę.
Krzyczę:
“Weźcie swoje paniki i zacofanych wyznawców,
swoje alergie i relikwie,
swoje paszporty i granice,
swoje godła i flagi,
swoje agresje i manie,
swoje przesądy i osądy,
swoje frustracje i manipulacje,
swoje rozczarowania i czarnowidztwo,
swoje animozje i nacjonalizmy.”
I cicho proszę:
“Mnie zostawcie Polkę która całuje,
w przedostatnim rzędzie kina pustego ale ciepłego…
ledwie kilka wspomnień…
I nie mówcie mi nic złego o Polakach,
A szczególnie o Polce, która całuje.”
Jak spotkałem Ben Guriona – O Auschwitz 70 lat później
Spotkaliśmy się w roku 1955., miałem sześć lat,
powiedział, że przyszedł zobaczyć ojca Markusa, 121 729,
wziął mnie za rękę i cicho zapytał:
“Rubenie, Izrael istnieje od siedmiu lat,
Auschwitz wyzwolono dziesięć lat temu, czy wiesz coś o tym?”
Milczałem, nie wiedziałem o Izraelu, ani co robił staruszek Ben,
podziwiałem białe, gęste włosy wujka Bena,
i pokazywałem mu przedramię Markusa,
a wujek Dawid Ben łagodnie przemówił:
“Nic takiego, to numer telefonu twojego taty, zapamiętaj go!”
I teraz, gdy nie ma ani wujka Bena, ani ojca Markusa,
możecie mnie zbudzić w środku nocy, powiem wam:
“Nie zapomniałem: 121 729!”