Zamiast raportu
„nasze dzieci nie lubią bajek bawią się w zabijanie
na jawie i we śnie marzą o zupie chlebie i kości
zupełnie jak psy i koty”
Zbigniew Herbert, Raport z oblężonego miasta
Przybędą przed świtem
podstępni spartańscy chłopcy.
Staną przy moim łóżku,
rozedrą białe prześcieradła.
Wypuszczą stado lisów.
Ja zaś swoje wygłodniałe psy
będę trzymał na łańcuchu.
Wstanę.
Będę walczył.
Ogony jeden po drugim będę rzucał psom.
Ostatniego lisa ukryję pod płaszczem.
Będę kroczył marszowym krokiem
z lisem w żołądku
na podstępnych spartańskich chłopców.
Zamiast raportu
rzucę im pod nogi
własne wnętrzności.
Lokator, w głowie
Wielka jest moja troska,
rozpaczliwe me dążenia,
maniakalna ma żądza: by sprowadzić do szeregu,
ustawić pod sznurek, sprowadzić
do jednego pojęcia te wszystkie stany,
rozsypane jak ziarna groszku ze strąka,
na łożu śmierci.
Sprawdzam czy metafory są podkute,
miłość nakarmiona,
a natrętne myśli związane.
Ogłaszam za nieważne: obelgi, przebaczenia,
wytłumaczenia, pytania z dziedziny
odpowiedniego patosu, szkice wnętrza
Konia Trojańskiego.
Robię postępy: od melancholii do rezygnacji.
Popołudnie
Otwieram kałamarz, zamaczam pióro,
kropla czarnego atramentu pada na dzianinowy rękaw.
Ze złością odwracam bibułkę, zgniatam kartkę,
spluwam na podłogę. Depczę ślinę.
Zupełnie przypadkowo zabijam mrówkę faraona,
która długo umiera ściskając okruch chleba.
Zapominam do kogo chciałem napisać.
Biorę książkę.
Odwracam strony:
„Zlikwidujcie w jakiś sposób Irinę Nikolajewnę.
Konstantin Gawrilowicz się zabił.”
No i jeszcze to życie:
zastrzelona i spreparowana mewa.
***
Moja ręka rozkłada się na talerzu,
przygotowana do rytualnego posiłku.
Żyły oczyszczono z mułu, wyrwano
oślizgłe trawki, krwiopijcze żyjątka
pozabijano. Wstrzymuję oddech, przełykam,
wciągam żyły jak spaghetti.
O, czy kiedykolwiek się nasycę?
Makbet
Na chude nagie ciało zakłada
zbyt szeroki czarny sweter.
Ręce drżą, zapala świecę.
„Najdroższa, dziś wieczorem przybywa Duncan”.
Jego syn oblizuje zasmarkaną brodę
i przebąkuje coś o miłosierdziu, wytrwałości i cierpliwości.
Pukają do wrót.
Schodzi po stromych drewnianych schodach.
„Tego intruza należy usunąć”.
A po wieczerzy Duncan zasnął,
i tylko szczur przy jego nodze
dokładnie wie, jak to się rozegrało:
wszedł
pomodlił się do Boga,
podwinął zbyt długie rękawy,
zamachnął się siekierą.
Wytrwałość, miłosierdzie i cierpliwość.
On zostanie królem,
lecz nie ojcem królów.
Wszedł po drewnianych schodach,
pukał do drzwi póki nie rozkrwawił ręki
wzywając tę, która zasnęła
ponad głową martwego syna.
Świeca się dopalała,
zdjął zbyt szeroki czarny sweter
i uciekł do lasu, skąd przed świtem obserwował
jak pożar pochłaniał zamek, żonę,
wytrwałość, miłosierdzie i cierpliwość.
Saša Jelenković (ur. 1964.), absolwent historii i teorii literatury na Uniwersytecie w Belgradzie, opublikował zbiory wierszy: Neprijatna geometrija (1992), Ono što ostaje (1993), Heruvimske tajne (1994), Kraljevska objašnjenja (1998), Knjiga o srcu (2002), Elpenorova pisma (2003), Elpenorovo buđenje (2004) i Elpenori (2006). Jest laureatem kilku prestiżowych nagród poetyckich, jego wiersze były tłumaczone na języki: angielski, niemiecki, francuski, włoski, rumuński, chiński i słoweński oraz publikowane w zagranicznych czasopismach i antologiach.