Zbyt dużo arcydzieł i bestsellerów, za mało dobrych książek – rozmowa z Refikiem Ličiną

1.     

"Po leczeniu głupoty" - obraz pędzla Arnolda Ananicziusa wybrany na okładkę zbioru "Szklarnie"

“Po leczeniu głupoty” – obraz pędzla Arnolda Ananicziusa wybrany na okładkę zbioru “Szklarnie”

 

 

  Patronat medialny nad publikacją zbioru “Szklarnie” objął portal “Poljska za Srbiju – Serbia dla Polski”:

       http://www.poljskaisrbija.com/pl/

      Czytelnik poezji Refika Ličiny może zaledwie podejrzewać, jak wielki ładunek emocjonalny kryje w sobie twoja proza. Choć sięga ona do głębokich pokładów ludzkiej wrażliwości cechuje ją przede wszystkim daleko posunięty cynizm. Bohater twoich „Synogarlic” płacze po śmierci ukochanej, która została zjedzona, ale tylko dlatego, że… to on nie zdążył jej zjeść. Co prawda, w dobie postmodernizmu to nie autor decyduje o odbiorze swych dzieł, jednak niezwykle interesującą kwestią jest obraz człowieka widziany oczyma pisarza. Jak postrzegasz ludzi i czy twoje osobiste spojrzenie na kwestię pisania ma wpływ na obraz człowieka w twojej literaturze?

 

Najpierw, jeśli pozwolisz, nawiązałbym do tego nieszczęsnego kanibala z „Synogarlic”. Rzeczywiście, w jednym miejscu płacze on po śmierci ukochanej, ale nie dlatego, że miał zamiar ją zjeść. Ukochaną pożarł mu mrok nacjonalizmu, który wślizgnął się pomiędzy nich znienacka i przetrzebił całą roślinność. Co się zaś tyczy ludzi, widzę ich w sposób coraz bardziej niejasny. Zbyt długo pielęgnuję w sobie pozycję outsidera i mam coraz mniej woli by te widoki uczynić wyraźniejszymi i bardziej precyzyjnymi. Odczuwam nawet pewną dozę współczucia albo wstydu z tego powodu oraz z powodu tych nielicznych rzeczy, które ukazują mi się wyraźniej. Dlatego wierzę, że moja proza, a tym bardziej poezja rzadko może bazować na osobistych osądach i że, co się tyczy wpływów, ta sprawa wygląda wręcz przeciwnie. Po napisaniu kilku rządków dobrej prozy albo wiersza staję się mądrzejszy.

 

 

2.      Choć często piszesz o przyrodzie, zwierzętach, ludzie pojawiają się  twojej prozie w dużej liczbie, nie tylko jako indywidualni bohaterowie o pogłębionym rysie psychologicznym, ale też w taki sposób jak w tytułowym opowiadaniu ze zbioru „Szklarnie“, gdzie traktowani są jak towar masowy, zbiorowo przetrzymywani, wtrącani do więzień, zaś ich ciała są preparowane i przerabiane na nawóz. To dość makabryczne obrazy, jakimi karmisz czytelników. Skąd bierze się ten mrok? Czy uważasz, że autor ma prawo epatować makabrą czy też powinien się starać by przekazywać czytelnikowi tylko to, co najlepsze? I czym jest według ciebie to najlepsze?

 

 

Moja droga życiowa nie była zbyt świetlana. Mogę powiedzieć, że od trzeciego roku życia, aż do teraz – do pięćdziesiątego szóstego, żyję wśród ciągłych przeprowadzek, na krawędzi, zawsze w pobliżu jakiejś ruchomej, lecz ostrej granicy. Nieustannie towarzyszyło mi zdanie: „R. L., który od niedawna mieszka tutaj”. I tak, jak przybył, tak samo może odejść. I nikt nie będzie z tego powodu płakał, nieprawdaż? Takie częste przemieszczanie wyostrza zmysły na drobne, lecz trudne sprawy i pojęcia, toteż moja dusza wypełniła się tego typu obrazami. Z drugiej strony, moją „mroczną” wizję świata dopełniła lektura. Na przykład Kafkę i Gogola zacząłem czytać w drugiej klasie szkoły średniej i już nigdy nie przestałem. Toteż obrazy serwowane w „Szklarniach” tak naprawdę zapożyczyłem z jakiegoś przeczytanego tekstu. Jeśli dobrze pamiętam, był to artykuł o słynnym więzieniu, w belgradzkim piśmie „Politika”, opublikowany chyba przed trzydziestoma laty. Zapamiętałem to, nieco rozbudowałem obraz i w ten sposób powstało opowiadanie. Epatowanie makabrą i upiornymi, „mrocznymi” chwytami nie zwiedzie doświadczonego czytelnika. Każdą konstrukcję, nawet tę najdziwniejszą, łatwo zburzyć, jeśli nie ma dobrze ugruntowanych fundamentów. Czym jest to, co najlepsze, tego nie wiem. Może tak: postępuję niczym biedny szkutnik, który przy użyciu jak najmniejszej ilości środków buduje łódź, która dopłynie jak najdalej. Czy jakoś tak.

 

3.      W siedzibie Stowarzyszenia Literatów Serbskich w BelgradzieJesteś mistrzem kompozycji i manipulacji. Sprawdziłam to czytając fragmenty twojej prozy emigranckiej „Bruk z Budapesztu“ (Z książki „Dni w Walhalli“). W okrojonej wersji, opublikowanej na portalu „Ajfelov most“ redagowanym przez Miljenko Jergovicia tekst pozbawiony został kilku akapitów, które zapewne redaktor uznał za nieistotne, przez co całość wydała mi się mdłą pisaniną kompletnie pozbawioną wyrazu. Dopiero całość (wraz z akapitem o martwym kocie) nabrała wyrazu i sprawiła, że jako czytelnik poczułam niemal wyrzuty sumienia. Czy to właśnie miałeś na myśli mówiąc, że pisarz przede wszystkim powinien być moralny?

 

 

Za skróty na portalu „Ajfelov most” nie należy winić redaktora, lecz autora. Jergović założył to czasopismo dla czystej przyjemności, aby, jak sam mówi, publikować i czytać teksty autorów, których styl ceni, a my, jego autorzy, z roztargnienia i lenistwa wciskamy mu wszystko, co się nawinie. Co do moralności, myślę, że pisarz powinien posiadać przynajmniej „na dwa palce twarzy”, jak się mówi w stronach, gdzie się urodziłem. Nie lubię czytać pisarzy pozbawionych osobistej uczciwości i etyki. Żyjemy szybko, jest mnóstwo dobrych, moralnych pisarzy, których nie zdążymy przeczytać, po cóż więc tracić czas na czytanie „genialnych” łotrów? Nie lubię łotrów.

 

4.      W odróżnieniu od znakomitej większości współczesnych pisarzy, nie zależy ci na kolejnych publikacjach, przekładach na języki obce, nie robisz nic, aby stać się pisarzem mainstreamowym, nie poddajesz się presji medialnej ani pokusie zarabiania łatwych pieniędzy na swoim talencie. Jak odniósłbyś się do stwierdzenia, że pisarz tworzy przede wszystkim dla swoich czytelników i dlatego powinien zrobić wszystko, aby jego dzieło trafiło do zainteresowanych?

 

Piszę z miłości. Pragnę, aby to, co buduje koloryt mojej duszy zostało odwzorowane jak najdokładniej i przekazane do innej duszy, której te pigmenty, kolory i wspomnienia będą potrzebne, albo przynajmniej podobne. Wierzę, że jest wiele takich dusz, lecz nie do każdej można dotrzeć, gdyż nie żyją one zawsze w tym samym obszarze językowym, tych samych czasach itd. Reszta mnie nie interesuje. Niemalże wyczerpałem już dawno swoje zainteresowania. Dodałbym tylko, że na przykład Konstantyn Kavafis ma dzisiaj może około dziesięciorga czytelników w obu językach, w których mogę czytać, jednak tych dziesięcioro czytelników będzie on miał zawsze, w każdych czasach. Są pisarze, którzy w sobotnie południe mają 100.000 czytelników, a w niedzielę o tej samej porze – ani jednego. I nie będą ich mieli już nigdy.

 

5.      Otóż to – istnieją książki, które umierają wraz z ich autorami oraz takie, które czytelnicy W siedzibie Stowarzyszenia Literatów Serbskich w Belgradzieodkrywają na długo po śmierci autora. Czy też, jak sam się kiedyś wyraziłeś: „Jest wiele arcydzieł i bestsellerów, a zbyt mało dobrych książek”. Sposób, w jaki prezentujesz swoją pracę literacką świadczy, że nie zależy ci na krótkotrwałym uznaniu czy poklasku mas, ale przede wszystkim, o głębokiej świadomości, że popularność książki nie jest czynnikiem, który świadczyłby o jej wartości. Czym według ciebie powinna się charakteryzować literatura, która miałaby przetrwać swoje czasy? Czy powinna być doskonałym świadectwem epoki, dotykać konkretnej problematyki, zawierać uniwersalne wartości czy też dążyć do jak najdalej posuniętej oryginalności stylistycznej?

 

 

Nie twierdzę, że mam rację, ale wydaje mi się, że istnieją pisarze, którzy oprócz nadmiaru talentu posiadają też nadmiar ludzkiej wrażliwości. Ci przetrwają najdłużej. Weźmy na przykład Kafkę, Tołstoja, albo właśnie publikowanego w Szwecji rosyjskiego pisarza współczesnego, Andreja Platonova, Gdy czytam jego powieści wspinam się na szczyty, widzę świat jako chore, pełne bólu lecz piękne miejsce i że ludzie, sami lub w zbiorowości, niosą w sobie pewne światło, którego nie można zagasić. I że dla tego wszystkiego, co widzimy istnieje jednak nadzieja. Nie zachwycają mnie ani nie zakładałbym się, że przetrwają długo pisarze, którzy uczą, dają świadectwo, indukują, atakują, dyskutują, zabawiają itd.

 

6.      Oprócz swojej pracy literackiej zajmujesz się również tłumaczeniem poezji z języka szwedzkiego na serbski; współpracowałeś z laureatem literackiej Nagrody Nobla Larsem Transtroemmerem oraz wybitnym poetą Larsem Gustaffsonem. Zawsze, gdy mamy do czynienia z poetą-tłumaczem, tym bardziej, gdy przekłada on twórczość wybitnych i cenionych w świecie artystów, pojawia się pytanie o stosunek twórczości autorskiej i translatorskiej tłumacza. Czy podczas pracy nad wybitnymi dziełami nie odczuwałeś nigdy cienia zazdrości czy żalu, że pewne dzieła zostały napisane nie wyszły spod twojego pióra? Czy nigdy nie pomyślałeś, że to niesprawiedliwe, że jako tłumacz oddajesz własne słowa w czyimś imieniu, kosztem twojej własnej twórczości?

 

Tłumaczę wyłącznie poezję i to z przyczyn osobistych, zawodowych. Penti Saarikoski, prawdopodobnie największy nordycki poeta, powiada, że kiepscy poeci piszą wiersze, zaś dobrzy, szukają ich. Zgadzam się z tym. Lecz niezwykle trudno jest odnaleźć dobry wiersz. To potrafią tylko mistrzowie. I chociaż rzadko znajduję takie miejsca, pożyczam je od szwedzkich poetów, a potem staram się przełożyć je na swój język. Po to, żeby zobaczyć, jak je odnalazł na przykład Transtroemmer, którymi drogami podążał, na czym się skupiał. To bardzo pomaga w mojej profesji. W ten sposów przetłumaczyłem niemalże wszystkie wiersze Thomasa Transtroemmera i gdy po otrzymaniu przez niego Nagrody Nobla niektórzy z naszych wydawców wykazali zainteresowanie jego poezją, mogłem im zaproponować gotowe przekłady. Wywiązałem się z zadania, czego niestety nie mogę powiedzieć o wspomnianych wydawcach. Oni oprócz własnej arogancji, samochwalstwa i opieszałości nie mogli zaoferować nic innego. Dlatego też te przekłady kurzą się do dziś gdzieś w redakcyjnych szufladach. Ale to nic. Owszem potrzebowałem nieco pomocy tłumacząc wiersze największych poetów, podobnie jak otrzymałem wielką pomoc podczas pracy nad przekładem wierszy Thomasa Transtroemmera, Larsa Gustafsona czy Bengta Emila Johnsona. Aby moim czytelnikom, jeśli takowi będą, nie wydawało się, że moje sumienie pozbawione jest próżności, dodam, że zdarzało mi się słyszeć pochwały z ust poetów, których tłumaczyłem na swój język, dotyczące moich własnych wierszy, przełożonych na język szwedzki. I te pochwały, jeśli nie brzmi to zbyt patetycznie, chronią mnie i oświetlają ponury, nordycki mrok.

 

 

7.      Piszesz w języku, w którym zostały napisane takie dzieła jak „Most na Drinie” autorstwa laureata Nagrody Nobla, Iwo Andricia, w tym samym języku pisali również Meša Selimović, Ćamil Sijarić, Borislav Pekić, Miodrag Bulatović, Slobodan Selenić… a wciąż piszą David Albahari i Svetislav Basara. Miałeś nawet okazję rozmawiać osobiście z Danilem Kišem oraz poetką Vesną Parun. To dawne i wspaniałe osobistości literatury. Co mógłbyś polecić ze współczesnej i dawnej literatury napisanej w twoim języku? Chodzi mi przede wszystkim o rekomendacje dla polskiego czytelnika, przy czym jestem przekonana, że głównym czynnikiem wyboru jest dla ciebie bezwzględna i trwała wartość dzieła.

 

Dawno wypadłem z obiegu w naszej literaturze i języku, śledzę ją zaledwie sporadycznie i bardzo chaotycznie, znam zaledwie kilka nazwisk na tych terenach. Zawsze byli tu dobrzy pisarze, nie brakuje ich również teraz. Polskiemu czytelnikowi mogę zaproponować tylko tych pisarzy, którzy mają miejsce w moim sercu, jak Ćamil Sijarić, Danilo Kiš, Aleksandar Tišma, to spośród pisarzy tak zwanej starszej generacji. Z literatury współczesnej, czy ja wiem, poleciłbym krótko mówiąc pisarza, którego lubię najbardziej. Semezdin Mehmedinović to wspaniały poeta i pisarz, który pisze niewiele, ale w sposób mistrzowski.

 

Dziękuję za rozmowę.

od lewej: Refik Ličina, Slavoljub Marković, A. Ż.-A.

od lewej: Refik Ličina, Slavoljub Marković, Agnieszka Żuchowska-Arendt
w siedzibie Stowarzyszenia Pisarzy Serbskich w Belgradzie

Refik Ličina ur. 1956r. (Radmanci, Czarnogóra), do 1992. mieszkał i pracował jako bibliotekarz w Nowym Pazarze, zaś od 1994. mieszka w Lund, (Szwecja). Pisze poezję i prozę. Opublikował, między innymi tomiki poezji: Poznawanie przyrody, 1970 (nagroda im. Ivana Gorana Kovačevicia 1979 oraz im. Branka Radičevicia 1980. za najlepszy debiut poetycki) , Pszczoły 1983, Ex Solio 2001, Środki przymusu (wybór poezji) 2009, Ulica introligatorów, 2009. Opublikował też dwa zbiory krótkiej prozy Szklarnie, 2004, i Dni w Walhali, 2008, oraz i książkę dla dzieci Opowieści z daleka, 2003.W 2009 r. opublikował wybór poezji w języku szwedzkim Predikan för Eyrudike (Kazanie dla Eurydyki) a wkrótce  ukaże się wybór opowiadań När nyponorosor mognar (Gdy dojrzewają dzikie róże). Zajmuje się tłumaczeniem z języka szwedzkiego, przekłada głównie poezję. Opublikował dwa wybory przekładów poetyckichPrzysłuchiwanie, Bengta Emila Johnsona, 2010 (nagroda za najlepszy przekład na Międzynarodowych targach książek i podręczników w Sarajewie w 2011 r.)  oraz Wiersze wybrane Tomasa Tranströmera, 2012. W przygotowaniu jest również Antologia współczesnej poezji szwedzkiej oraz Wiersze wybrane Magnusa Wiliama Olssona.

About agnieszkazuchowskaarendt

tłumaczka literatury serbskiej, chorwackiej, bośniackiej (ponad 20 opublikowanych tytułów) autorka opowiadań ("Znikomat", 2009) sporadycznie wierszy ("Biała masa tabletek", 2005), pisarz do wynajęcia (ponad 15 powieści napisanych anonimowo lub pod pseudonimem)
This entry was posted in Uncategorized. Bookmark the permalink.

Leave a comment