Elegia o kaloryferze
Zima się rozpanoszyła po samo gardło komina
Biedny kaloryfer, jak teraz przeżyje
Bez jedzenia i wody pośród chudych dni?
Jak źrebakowi, zamiast paszy
Rzucam mu na grzbiet matę.
Liczę przepalone żebra
Zapadły kłąb dyszy.
Żeby tylko nie tupał w miejscu niepodkuty
Byle nie szczękał zębami.
Trącam go strzemionami.
Gdybym miał garść owsa
Podetknąłbym mu niechby chrupał z dłoni
Oby się pożywił.
Zaprzęgam go pod peleryną
Oporządzam wodą i gąbką.
O, odjedziemy daleko z tego zapyziałego pokoju
Tak objęci.
Trzeba nam podróżować do wiosny
Mój biedny koniku,
Gdy się rozewrze na oścież serce mrozu
I twój cichy galop uleci do gwiazd.
Dlatego śpij z nogami podkulonymi pod śnieżną matą,
Ja się o ciebie zatroszczę.
Kruk
Kruk, co skrzeczał nad domem
Dawno się zestarzał
I wyliniał bęcwał
Przekichał już swoje
Zesztywniałą paszczą
Może nie zostałaby po nim
Tak wielka pustka na antenie telewizyjnej
Gdyby nie był tak uparty
Każdego poranka
Co dnia
Zawodząc nad swoim podłym losem
Tam, gdzie go najmniej oczekiwali.
Najmłodszy brat
Jedyny pozostaje zawsze bez ogniska
Najmłodszy brat
W niego nikt nie wątpi.
Gwiazda zamiast serca
To klucz nadchodzącej tajemnicy.
Otwierają się wrota
A on zostaje na zewnątrz.
Poprzez wichry do wymyślonej jaskini
Odnajdzie swe młode serce
Zagrzebane w popiele.
Piękność przy piecu
Służebnica Pańska
Tęskni za jego zbawienną dłonią.
Stopy na piasku
To znak, że już dawno odszedł.
Szukanie po omacku II
Nawet ślepcy nie są tak ślepi żeby nie widzieć
Mroku, w którym zanurzyliśmy włócznie
Noc udrapowana jak diabelski pęcherz
Ciemność naciągniętą na oczy
Mróz sercem ściśnięty
Ciężar otulony jak kolebka
Na niekończącym się szlaku niewypowiedzianego.
Donosiciel
Skrzeczy mi kruk mój do ucha
Czarną złowróżbną pieśń.
Rozdziobuje mnie od środka, kość jedną po drugiej
Otwiera wnętrzności, rozszarpuje duszę.
Rozszarpie mnie nim zrozumiem
Nim wyryję w pamięci pieśń.
Nędznie wygląda osiwiały z nadgorliwości
Dzień i noc wyprostowany
Na usługach jak na smyczy
Tylko o chlebie i wodzie
Czarny apostoł zwątpienia.
przełożyła: Agnieszka Żuchowska-Arendt
Radosav Stojanović (ur. 1950 Mlačište, Crna Trava) – pracował jako nauczyciel, dziennikarz, redaktor, dyrektor teatru; poeta, prozaik, dramaturg, publicysta, autor ponad trzydziestu tytułów książkowych, laureat prestiżowych nagród literackich, tłumaczony i publikowany w językach obcych. Zaprezentowane powyżej wiersze pochodzą z tomiku Sidro (Kotwica, 1993)